Dziś Prypeć to miasto – skansen ostatnich lat epoki radzieckiej. Można je zwiedzać, przebywając w ZONIE jednorazowo przez 5 dni. ZONA otwierała się codziennie rano o 9.00 i zamykała o 19.00, niestety słońce chowało się za horyzontem już o 17- tej, więc wracaliśmy do naszego hotelu „Dziesiątka”, po całym dniu biegania po mieście.
Pojechaliśmy tam specjalnie w końcu lutego, kiedy na drzewach nie było jeszcze liści, bo Prypeć zarosła, więc wiosną i latem chowa się w bujnej zieleni. Chcieliśmy także nie zamarznąć w trakcie zwiedzania, ale to nie bardzo się nam udało. W jeden dzień temperatura osiągnęła – 7 stopni, ale wiatr obniżał ją chyba do – 15 stopni odczuwalnego zimna.
W budynkach, na podłogach były kilkucentymetrowe tafle lodu (zaliczony tylko jeden upadek, bez złamań i utraty przytomności), wiatr hulał w pomieszczeniach, stropy zapadały się, było ciemno, bardzo trzeba było uważać w czasie zwiedzania.
Nie wiem, czy można nazwać zwiedzaniem, to co robiliśmy. Na kilka dni staliśmy się stalkerami, czyli cytując braci Strugackich, osobami trudniącymi się przemytem z tzw. Strefy ( czyli naszej ZONY ) niezwykłych przedmiotów. ZONA była miejscem, gdzie wylądowała obca cywilizacja pozostawiając po sobie wiele przedmiotów o niezwykłych cechach. Miały one oczywiście dużą wartość na czarnym rynku.* Jak możecie się domyślić, z ZONY w Prypeci wynieśliśmy tylko karty pamięci z naszych aparatów, ale z jakże cennymi zdjęciami, które Wam prezentujemy. Są tam: panorama miasta z dachu 16-to piętrowego bloku, na który wbiegliśmy o poranku, basen „Lazurowy”, szpital, przedszkola, szkoła, sklep, fabryka „Jupiter”, kino „Prometeusz”, poczta, komisariat, karuzela i inne miejsca zatrzymane w czasie. Można je tylko obejrzeć, nie można tam siadać, nic dotykać, ani zabrać na pamiątkę.
*Arkadij i Borys Strugaccy „Piknik na skraju drogi”
Tekst opublikowany w Gazecie Powiatowej 21 maja 2019 roku.