Mapa tokijskiego metra wygląda jak talerz trójkolorowego spaghetti rozsypanego na podłodze – strasznie pokręcona i skomplikowana. Ale nie potrzeba wiele czasu, aby zacząć się w tej plątaninie sprawnie poruszać, czasem można jednak pomylić poziomy schodów na perony, a bywało, że widzieliśmy równocześnie sześć ruchomych pochylni.
Linie metra są prywatne, czyli należące do Tokyo metro: Ginza, Maruouchi, Hibiya, Tozai, Chiyoda, Yurakucho, Hanzomon, Nanboku i Fukutoshin oraz linie miejskie Toei : Asakusa, Mita, Shinjuku oraz Oedo. Firmy są niezależne, więc mając bilet na jedną linię nie możemy podróżować drugą. Wejścia i wyjścia na perony odbywają się przez bramki uruchamiane biletami, zapewniam Was, że nikt ich górą, przeskokiem cwaniackim nie pokonuje, ani nie biegnie przez bramkę awaryjną. W automatach, podając nazwę stacji docelowej kupujemy odpowiedni bilet i możemy się po metrze dowolnie poruszać (w zakresie naszego zakupu), przy wyjściu czasem jednak trzeba dopłacać, bo nie pojechaliśmy widać zgodnie z zaleconą przez system marszrutą.
Na perony metro podjeżdża w ściśle określonych miejscach, są na ziemi wyrysowane stopy, które formują początek kolejki przed drzwiami wagoników. Wchodzący na peron karnie stają na końcach kolejek i oczekują na pociąg, który trzeba szybko opuszczać i napełniać pasażerami, żeby ruch odbywał się płynnie. Chodzi się wzdłuż narysowanych linii, po schodach ruchomych podróżuje zgodnie z zasadą” lewa strona stoi, prawa biegnie” – Japonia pamiętajcie jest krajem o ruchu lewostronnym.
Na stacjach metra jest bardzo tłoczno, jest tam mnóstwo ludzi praktycznie przez cały dzień, a podobno nie bywaliśmy tam w godzinach największego szczytu. W podziemnych szerokich alejach mieszczą się bary, restauracje, piekarnie, sklepy o różnym asortymencie, punkty usługowe i nieskończone rzędy automatów sprzedających wszystko to, co można do maszyny zmieścić.
Tekst opublikowany w „Gazecie Powiatowej” 21 sierpnia 2018 roku.