Nic prostszego: wsiadasz w SKM, jedziesz do Warszawy Centralnej, przechodzisz na sąsiedni peron i zajmujesz kupione w promocji miejsce w Pendolino i pendolisz do Gdańska. Tam trochę kombinujesz, ale bladym świtem bordujesz do samolotu, razem z tłumem ekip budowlanych (ich szef czeka na nich już na miejscu z rozbabraną robotą do wykończenia) i lecisz oczywiście tanią linią do Stavanger.
Na ciebie nikt tutaj nie czeka, więc sam znajdujesz przystań promową, wsiadasz na łódkę i płyniesz dwie i pół godziny. Prom przybija, samochody zjeżdżają, kilku turystów schodzi na ląd, a ty z nimi – nareszcie dotarłeś do Lysebotn. Na ciebie ktoś tu czeka i możecie śmiało rozpocząć norweską przygodę.
Po co tyle zachodu, co można tam robić? Takie pytanie nasuwa się po dzisiejszym wstępie do artykułu. Odpowiedź jest oczywista: jeszcze nie byłeś na Kjeragbolten, ale dzisiaj go zdobędziesz. Jest to kamień wiszący nad przepaścią : góra Kjerag znajduje się nad Lysefjordem i mierzy 1100 m n.p.m., w niej jest skalna szczelina, w której tkwi głaz zawieszony 1000 m nad ziemią i mierzy 5 m³.
Jak już masz fotę z głazu, a chmury odpłynęły na chwilę z fiordu, to możesz spacerować po okolicy. Płyniesz promem do Florli i idziesz szlakiem podziwiając dziką przyrodę. Jak obejdziesz kilka jeziorek, dróżek, zatoczek i niespodzianek po drodze, w nogach masz 32 kilometry, a na horyzoncie widzisz kemping, to znaczy, że ktoś na ciebie czeka i znowu dotarłeś do Lysebotn.
Takich norweskich i nie tylko przygód życzymy Wam drodzy czytelnicy, bo kto podróżuje, żyje dwa razy. Gdy pytasz mnie gdzie, ja odpowiadam kiedy i planujemy.
Inspirator przygody: Cezary Wiśniewski – „Widokówki” wyrażają dla niego wielkie podziękowania.
Tekst: Katarzyna Stor (napisany w sierpniu 2019 roku)
Zdjęcia: Michał Stor
Tekst opublikowany w Gazecie Powiatowej 20 października 2020 roku.