W przepiękny, marcowy, sobotni poranek wsiedliśmy do zatłoczonego japońskiego pociągu i po niecałej godzinie jazdy, wraz z tłumem tubylców wysiedliśmy w malutkiej, nadmorskiej miejscowości Kamakura. Czemu z tłumem tubylców? To była po prostu sobota, w Japonii też ludzie mają wolne, czekają na upragnioną wiosnę i sakurę, czyli ulubione kwitnące wisienki. W takie wolne dni spacerują po parkach, biesiadują pod kwitnącymi drzewami, chodzą się pomodlić i prosić Buddę o wstawiennictwo, czyli robią to co w naszej kulturze również się odbywa, tylko trochę na inny sposób.
Wielki Budda czeka na nas w swojej świątyni. Odlany w 1252 roku przetrwał trzęsienia ziemi, tajfuny i tsunami, ( w 1495 roku potężna fala morska zmyła drewnianą konstrukcję chroniącą posąg, ale ten przetrwał nienaruszony), a obecnie stoi na wolnym powietrzu, w pięknym ogrodzie. Jest wysoki na 11 metrów, waży 93 tony, do jego wnętrza można wejść. Rzeźba ma celowo zniekształcone proporcje i wydaje się, że pochyla się nad stojącą przed nim osobą. Słynny Daibutsu przedstawia pełną współczucia postać Amidy, który wydaje się nie zważać na tłumy kłębiące u jego stóp.
Robiliśmy więc zdjęcia Buddy z kwitnącymi wiśniami, jak i bez nich, spacerowaliśmy po parku otaczającym posąg, obejrzeliśmy pamiątki – oczywiście znowu ciasteczka – figurki, jak przy górze Fudżi i nie próbowaliśmy lodów z zielonej herbaty, bo jej po prostu nie lubimy.
Tekst opublikowany w „Gazecie Powiatowej” 11 grudnia 2018 roku.