Jak pamiętacie, w Omanie jest 3 miliony obywateli, oraz jak pewnie nie wiecie, w tym kraju jest 300 tysięcy wielbłądów. Te łagodne przeżuwacze, snują się swobodnie dosłownie po drogach i bezdrożach kraju, choć jak się dowiedzieliśmy, każdy ma właściciela i nie ma bezpańskich wielbłądów. Wielbłądy mają zawsze wypalony znak właściciela, który jest robiony, gdy wielbłąd skończy dwa lata. Gdyby zwierzaka sygnowano wcześniej to znaki po prostu znikałyby ze skóry.
Stada swobodnie wędrujące po kraju to tak naprawdę wielbłądzice, bo wystarcza jeden samiec na dwadzieścia samic (nie jest to zły wynik, chociaż w Toskanii na dwieście owieczek mlecznych przypadał jeden baran – prawdziwy samiec). Wielbłądy są hodowane do produkcji mleka, które powoduje wielkie rewolucje żołądkowe u osób nie przyzwyczajonych do tego napoju, oraz na wełnę, skóry i mięso. Ceny wielbłądów to zwykle kilkaset dolarów, ale na targach wielbłądów w ZEA za najpiękniejszego championa w roku 2015 zapłacono ponad milion dolarów (kto bogatemu szejkowi zabroni).
Po Omanie wędruje też bydło, często stada liczące setki osobników kierują się do wodopojów. Po pastwiskach brykają też dzikie osły wypuszczone na wolność w latach 80-tych, kiedy zastąpiły je toyoty. Ponadto pomiędzy urodziwymi różami pustyni widzieliśmy kozy wypasane na prawie nagich skałach. Zielona dolina Wadi Darbat z płynącą po niej rzeką Razat, w okolicach grobu biblijnego Hioba, to miejsce, które przeczy naszym wyobrażeniom o pustynnych krajach arabskich. Niesamowita sceneria, którą tworzą drzewka akacji i swobodnie przechadzające się wielbłądy, przy miejscu piknikowym w pobliżu lejów krasowych Tawi Attair i urwiska Taqah Plateau na zawsze zagościła w naszych sercach po podróży do Omanu.
Tekst opublikowany w „Gazecie Powiatowej” 17 stycznia 2017 roku.