Ernest, gdyby jeszcze żył, toby pił…, czyli pijemy na Kubie

Na pewno pamiętacie z „Wesela” Wyspiańskiego ten cytat: „Chopin, gdyby jeszcze żył, toby pił”. Nie będę się tu zagłębiać w młodopolskie problemy egzystencjalne, ale powiem Wam, że ten cytat powrócił do mnie na Kubie, kiedy odbywałam wycieczkę, w pewnych fragmentach nazwaną śladami Hemingwaya.
Zdobywca literackiej Nagrody Nobla, Ernest Hemingway mieszkał w Hawanie i okolicach przez ponad 20 lat, pił w miejscowych barach i wyprawiał się na ryby. Odwiedziliśmy jego ulubiony bar El Floridita z jego rzeźbą naturalnej wielkości stojącą przy barze. Tam próbowaliśmy ulubionego drinka pisarza – Daiquiri -robionego z białego rumu, syropu cukrowego i limonki. Nazwę tego drinka nosi plaża w pobliżu Santiago de Cuba, a może odwrotnie.

Następnie przenieśliśmy się do innej ulubionej knajpki Ernesto, jak mówiono na niego na Kubie, do kultowej La Bodeguita del Medio, gdzie koniecznie trzeba spróbować kolejnego drinka – mojito – robionego z białego rumu, syropu cukrowego, limonki, wody gazowanej i mięty. Oto cały sekret tego niezwykle popularnego napoju, którego czasem nie serwowano nam przepraszając, że w mieście zabrakło mięty. Zajrzeliśmy wreszcie do hotelu Nacional, zbudowanego na skale nad Malecon. W hotelowej kawiarence na ścianie można podziwiać portrety sław, które odwiedziły ten hotel.
Nam w pamięci utkwił Jurij Gagarin i Al Capone, którego ulubionym drinkiem na pewno był Cuba libre. Drink powstał w 1900 roku na Kubie w czasie wojny amerykańsko-hiszpańskiej. W jego skład wchodzi rum, coca-cola i sok z limonki. Jest to najłatwiejszy do przygotowania kubański drink, pod warunkiem, że kupicie gdzieś w mieście cola, bo tylko z rumem na Kubie nie ma problemów, co zobaczycie na naszych zdjęciach.

Tekst opublikowany w Gazecie Powiatowej 11 luty 2020 roku.