Nakarmić mnichów, czyli poranek w Luang Prabang

Luang Prabang to miejsce, gdzie można robić coś niezwykłego generalnie od wschodu do zachodu słońca. W pewien poranek, jeszcze przed wschodem słońca, kiedy było całkiem ciemno, wybraliśmy się na główną ulicę miasta, aby uczestniczyć w ceremonii karmienia mnichów.

Wzdłuż ulicy przygotowane były już rzędy malutkich krzesełek i leżące na nich specjalne chusty, oraz rozstawiane pojemniki wypełnione ugotowanym ryżem i batonikami. Okazało się, że restauracje, które niedługo otworzą się dla gości, o tej porze przygotowują się na logistyczne przedsięwzięcie, czyli atrakcję turystyczną – nakarmić mnichów.
Buddyjscy mnisi nie powinni mieć nic swojego, wszystko należy do świątyni, oni mają jedynie swoje szafranowe szaty i miskę na ryż. Mnisi nie pracują i utrzymują się z różnego rodzaju datków, codziennie rano wyruszają na wędrówkę po mieście i są obdarowywani ryżem i innym pożywieniem, które zanoszą do świątyni i tam wspólnie spożywają.

Buddyści wierzą, że dzieląc się ryżem w tym życiu zdobywamy zasługi i w następnym życiu nie będziemy głodowali. Z tego zrobiono atrakcję turystyczną, każdy może obdarować o poranku mnichów pokarmem, obojętnie jakiego jest wyznania.
Kucaliśmy zatem przy ulicy na malutkich krzesełkach, zawiązani specjalną chustką, z ryżu kleiliśmy kulki, które wkładaliśmy mnichom do ich pojemników, razem z tajemniczymi batonikami. Ładnie wyglądała procesja mnichów w ich tradycyjnych szatach sunąca ulicami Luang Prabang, mniej ciekawie wyglądali niektórzy natrętni fotografowie kręcący się po ulicy.

Nadmiar ryżu, który mnisi wkładali do specjalnie rozstawionych koszy został zabrany przez ubogie rodziny z miasta i nic się nie zmarnowało. A my wróciliśmy przez miejski targ do hotelu na naszą miskę porannego ryżu.

Tekst opublikowany w „Gazecie Powiatowej” 16 lipca 2019 roku.