Rzeka Mekong towarzyszyła nam przez cały czas pobytu w Laosie, więc nic dziwnego, że jaskinie Ban Pak Ou również dosłownie nad nią leżały. Aby się do nich dostać konieczny jest transport rzeczny, ponieważ nie ma podejścia do jaskiń od strony lądowej. Są to dwie jaskinie: Tham Ting oraz położona zdecydowanie wyżej i głębsza Tham Theung.
Od VIII wieku jaskinie były miejscem kultu bożka Phi i duchów natury, czyli było to miejsce kultu religii animistycznej. Jednak w XVI wieku król Setthatirat wraz ze swoją rodziną przeszedł na buddyzm i jaskinie stały się miejscem, gdzie zaczęto gromadzić posążki Buddy i tak dzieje się do dziś. Do roku 1975 król z mieszkańcami Luang Prabang wybierał się na noworoczną pielgrzymkę do jaskiń, wtedy nadworni artyści tworzyli nowe figury Buddy, które były pozostawiane w Ban Pak Ou. Szacuje się, że figurek jest ponad 4 tysiące, palą się przy nich kadzidełka, ubierane są w girlandy z kwiatów, przynoszone są pokarmy i napoje, oraz można wypuszczać ptaszki z klatek – to jest dobry uczynek – uwolnienie.
W dolnej jaskini panuje spory ruch zarówno turystyczny, jak i pielgrzymkowy. Za to w górnej, do której prowadzi wiele nierównych, wysokich, kamiennych stopni jest już spokojnie. Jaskinia jest długa i ciemna, jest w niej zdumiewająco wilgotno i duszno. Chodzi się ciemnym korytarzem, ledwo oświetlonym przez turystyczne latarki, wyszukuje w mroku uśmiechnięte i błogie twarze posągów Buddy, a z łokci kapią krople potu. To jest właśnie magiczny Laos, biedny kraj nad brunatnym Mekongiem o niesamowitym uroku.
Tekst opublikowany w „Gazecie Powiatowej” 12 marca 2019 roku.