Z Chiang Khong do Pakbeng, czyli kultowy REJS po Mekongu

„-Ma Pan bilet?
-A Pan ma?
-A skąd mam mieć?
-No to wchodzimy.”

„-Panie Tomku, a czemu my właściwie płyniemy tym statkiem?
– Bo tu właściwie nie ma dróg, żeby pojechać autobusem, a lotniska też trochę marne, więc najlepiej popłynąć rzeką. Łódź jest wygodna, tylko dla nas, a po drodze popatrzymy na Tajlandię po lewej i Laos po prawej stronie Mekongu.”
„W tak pięknych okolicznościach przyrody…. I tego …. i niepowtarzalnej. Pani pozwoli i Pan również. Że skoczę po moją żonę”

Tomek jak zwykle miał rację. Płynęliśmy żółtym, mulistym, szerokim Mekongiem, płaskodenną łodzią pod opieką dzielnego, laotańskiego kapitana i jego pracowitej żony, która przygotowała nam lunch na pokładzie. Siedzieliśmy w mieszanych grupach towarzyskich popijając miejscowe spirytualia i ciesząc wzrok obserwacją życia na brzegach. Czasem schodziliśmy na ląd odwiedzić miejscowe wioski. Widzieliśmy nawet słonie pracujące przy załadunku drewna. W końcu Laos był dawniej nazywany Krajem Miliona Słoni Pod Białym Parasolem.

„ Ja Państwa przepraszam, ale moja żona przeprasza, bo śpi. Zaniemogło biedactwo.”
Dla Laosu z naszej perspektywy można znaleźć dziś inną nazwę: Kraj Najtańszej Whisky Na Świecie. Zaopatrzenia na statek zostało zrobione w lokalnym sklepie (nie w tym Duty Free, gdzie nas na początku zabrali, ale my, czujne myszki, od razu po sąsiedztwie się rozejrzeliśmy). Za butelkę 0,7 alkoholu płaciliśmy równowartość dolara, a za Colę, no wprawdzie dużą butelkę, na popitkę, aż półtora dolara. Proponowali nam jeszcze tańszy alkohol z baniaka, ale woleliśmy ten z butelki z akcyzą, w końcu jakiś instynkt samozachowawczy człowiek ma.

„Pytania są tendencyjne.”
I tym miłym akcentem kończymy dzisiejszy artykuł, pozdrawiamy współuczestników naszego rejsu oraz przypominamy, że cytaty pochodzą z kultowego filmu Marka Piwowskiego „Rejs”.

Tekst opublikowany w „Gazecie Powiatowej” 29 stycznia 2019 roku.