Nam Kat Yola Pa i Le Grand Pakbeng, czyli cuda w laotańskiej dżungli

W ostatnich latach Laos powoli wychodzi z cienia: świat zaczyna odkrywać, co kraj i jego mieszkańcy mają do zaproponowania. Naśladując swoich zamożnych sąsiadów, państwo podejmuje intensywne wysiłki na rzecz rozbudowy raczkującego przemysłu turystycznego. Dzięki przyznanemu przez ONZ statusowi „państwa najsłabiej rozwiniętego” do Laosu – jednego z najbiedniejszych krajów świata- płynie strumień pieniędzy od zagranicznych władz i organizacji pozarządowych.

Tyle cytatu z przewodnika „Pascala” po Azji południowo-wschodniej. Mieszkaliśmy w dwóch różnych hotelach w Laosie, które były nazywane kurortami ekologicznymi, zbudowane zostały za tajskie i jeszcze jakieś pieniądze. Tytułowe Nam Kat Yola Pa i La Grand Pakbeng zachwyciły nas usytuowaniem i atmosferą.

Jeden z nich zbudowany na wysokim brzegu Mekongu, miał genialnie rozmieszczone domki, udające chatki w dżungli, a z których rozpościerał się zapierający dech w piersi widok na dolinę rzeki. Drugi , ukryty w dżungli, wydawał się osadzony w klimatach klasycznego filmu „Czas Apokalipsy”, ale bez tej całej złowrogiej atmosfery. Pokoje miały panoramiczne okna na całą ścianę, a za nimi płynął szemrzący strumień w dżungli.

Chodziliśmy między pokojami, basenem czy restauracją po specjalnych drewnianych ścieżkach i pomostach. Obsługa w hotelach jest bardzo sympatyczna, biegająca przy gościach, starająca się pomóc, muszą tylko nauczyć się trochę więcej rozumieć po angielsku (co my również intensywnie czynimy) i będzie wszystkim łatwiej.

Tekst opublikowany w „Gazecie Powiatowej” 12 lutego 2019 roku.