Jeszcze 60 lat temu Nazca niczym nie różniło się od innych peruwiańskich miast, poza tym, że przyjeżdżając tu z Limy, trzeba było pokonać jedną z najsuchszych pustyń świata. Dziś właśnie ta pustynia – szkicownik starożytnych Indian, okazała się jedną z największych naukowych zagadek Nowego Świata. Linie z Nazca to zbiór geoglifów, obejmujący ponad 70 przedstawień ludzi i stylizowanych figur zwierzęcych oraz 10 000 linii, został stworzony pomiędzy 500 rokiem p.n.e. a 500 rokiem n.e.
Rysunki dostrzeżono z powietrza (bo tylko tak je widać) w 1927 roku, a 1994 roku wpisane zostały na Listę Światowego dziedzictwa UNESCO. Rysunki wykonano, usuwając górną warstwę kamieni i układając je obok jaśniejszej, odsłoniętej warstwy ziemi. Przetrwały one ponad dwa tysiące lat z powodu suszy na tym obszarze i dlatego że wiatr nie narusza powierzchni równiny.
Nadal nie wiadomo, czy to gigantyczny kalendarz astronomiczny, centrum religijne, czy lądowisko kosmitów. Na 420-tym kilometrze drogi Panamerykańskiej jest mirador – platforma widokowa, z której widać rysunki drzewa i rąk, ale prawdziwych doznań wizualnych dostarczył lot 12 osobową awionetką z lotniska w Nazca. Po prawdziwej odprawie paszportowej wzbiliśmy się w słoneczny poranek naszym dzielnym samolocikiem nad płaskowyż i kierowani głosem nawigatora obserwowaliśmy kolejne figury wyłaniające się z powierzchni ziemi w promieniach wschodzącego słońca.
Podziwiajcie z nami kolibra, małpę, wieloryba, pająka, czy wreszcie kosmonautę – proponuję wrócić do książki Ericha von Danikena – „Wspomnienia z przyszłości” – płaskowyż jest niesamowity i tajemniczy.
Tekst opublikowany w „Gazecie Powiatowej” 22 listopada 2016 roku.