Klasztor Shwe Yan Pyay jest czynnym obiektem sakralnym, zamieszkałym przez grupę mnichów, którzy pozwalają zaglądać do swoich pomieszczeń socjalnych, a nie tylko podziwiać wnętrze świątyni. Oczywiście trzeba być odpowiednio ubranym, czyli zakryć kolana i ramiona, oraz nie odzywać się głośno, aby nie przeszkadzać mnichom. 150- letni klasztor zbudowany jest na wielkich palach, unosi się jakby kilka metrów nad ziemią. Konstrukcja wykonana jest z tekowego drewna, ściany pomalowano na charakterystyczny czerwony kolor, a najciekawsze są duże owalne okna, stanowiące świetne obramowanie dla mnichów lub kotów przebywających w klasztorze.
Wnętrze jest ładnie ozdobione złoconymi płaskorzeźbami przedstawiającymi motywy roślinne. Obok znajduje się niezwykle ciekawa kamienna świątynia. Chodzi się tam po długich korytarzach, w których ścianach są setki małych nisz, a w każdej z nich figurka Buddy, ubrana w kolorowe ubranko. Figurki są podpisane nazwiskami donatorów i zapewniam Was, że nie są to birmańskie nazwiska, ale brzmiące mocno międzynarodowo. Wyjaśniono nam, że każdy może za rzeczywiście niewielką opłatą zostać czasowym właścicielem takiej figurki i cieszyć się w ten sposób łaskami Buddy.
My poprzestaliśmy jednak na podziwianiu figurek i pięknych mozaikowych obrazków na ścianach świątyni – najbardziej podobała się nam ta z „drzewem dziewic”, gdzieś te dziewice trzeba w końcu znaleźć, choćby dla naszego smoka z Wawelu.
Tekst opublikowany w „Gazecie Powiatowej” 8 października 2019 roku.