Praga jest pusta bez Ciebie – turysto…, czyli COVID 2020

No nareszcie, po 10 miesiącach naszą kochaną SKM-ką podjeżdżamy pod Lotnisko Chopina na warszawskim Okęciu. Jest wrześniowy poranek, a my odbijamy się od kolejnych nieruchomych schodów, zamkniętych drzwi z napisem wejście, gonimy prze pusty parking KISS and DRIVE, aby po kontroli biletu w drzwiach budynku (jak w „ Misiu”) dostać się do terminalu samolotowego – odloty.

Szybko odprawiamy się w stanowisku LOT-u, inne linie chyba jeszcze nieczynne, przechodzimy przez kontrolę , znowu nas obcierają na narkotyki i szaleństwo DUTY FREE. Halo, halo – zatrzymajmy się z zakupami, Baltona to jakieś stare resztki kosmetyków, trochę lepiej w Aelia, miła pani odnajduje wymarzoną dżunglę Kenzo. Oczywiście cały czas maska na twarzy, nawet kontrola tożsamości – patrz Pan, jaka technika. Wsiadamy do samolotu, nasz dzielny Bombardier w połowie wypełniony dolatuje szybko do Pragi, a tu niespodzianka – odbijamy się od pasa i nabieramy mocy w silnikach, idziemy na drugi krąg – podobno ptaki były na pasie, normalna procedura. Walnęliśmy w ziemie, mało koła nie odpadły, ale dobra spróbujmy drugi raz. Uff, udało się, jesteśmy w świeżo rozbudowanym porcie im. Vaclava Havla.

A teraz, i śmieszno i straszno, jak mówił pewien klasyk. Lotnisko puste, taśma wypluła nasze walizki, przeszliśmy dalej przez jakieś drzwi pokazując dowód osobisty i tylko nasz czeski kolega czeka na nas na parkingu. Tak było wszędzie: pusto, smutno, nostalgicznie, sceneria jak z filmów katastroficznych, wszystko jest, niby działa, jak w knajpie Havelska Korona, gdzie zwykle stoisz przed lokalem czekając na miejsce, ale teraz wchodzisz i idziesz przez pustą salę, bo wiesz, gdzie zamówić svickową na smetanie, ale nie ma gości, a personel z nudów wygląda jak zombie. Na straganie obok kupujesz kolejną chustkę z napisem Praga, żeby czeski przemysł turystyczny jednak nie upadł, bo sprzedawca o aparycji sępa rzuca się na ciebie, jak arabski sprzedawca na suku, czyli bardzo namolnie. Niby możesz robić fajne zdjęcia, bo ludzie nie zasłaniają budynków, w knajpce jest zawsze miejsce, nie ma kolejki do wagoników na wzgórze Petrin, ale do końca nie czujesz się swobodnie, jakby coś miało wyjść zza
zakrętu.

O Pradze opowiemy Wam jeszcze w najbliższych odcinkach widokówek, teraz musimy przetrawić to, co tam zastaliśmy i pomyśleć co robimy dalej, boimy się tylko turystycznego zespołu stresu pourazowego, bo tak odczuliśmy ten wyjazd, mimo rekordowo niskiej ceny biletu lotniczego.

Tekst opublikowany w Gazecie Powiatowej 6 października 2020 roku.