Robert, przeleć nas balonem…, czyli „Baloons over Bagan”

Drodzy widokówkowi czytelnicy, dzisiejszy artykuł to nasza dwusetna (200 !!!) publikacja w Gazecie Powiatowej. Sami jesteśmy zdziwieni, że w sumie jakoś łatwo poszło i zagościliśmy w Waszym życiu prawie co dwa tygodnie od 8 marca 2011 roku. Planując nasze podróże, lub czasem życie planuje je za nas, już wstępnie myślimy, czy będzie w świecie dalekim lub bliskim coś ciekawego, co można w interesujący sposób opisać i ukazać na fotografiach. W dzisiejszym okrągłym numerze chcemy pokazać coś wyjątkowego, co zaplanowaliśmy wcześniej i udało się nam to wreszcie zrealizować.

Dzień rozpoczęliśmy wyjątkowo wcześnie, bo o godzinie 4.00. Mimo że nastawieni byliśmy na naszej wycieczce na wiele wschodów i zachodów słońca do oglądania, to tego dnia wyprzedziliśmy słońce i żwawo wybiegliśmy przed nasz hotel. Poprzedniego wieczoru przy kolacji pojawiła się lista, na której każdy musiał wpisać swoją wagę i zostaliśmy podzieleni na 12-to osobowe grupy. Wiedzieliśmy też do jakiego autobusu i grupy rano będziemy należeć.

Sam widok pojazdów stojących jeszcze w mroczny poranek przed hotelem był zadziwiający, były to pięknie utrzymane angielskie autobusy z lat dwudziestych dwudziestego wieku. Na śmiesznych, twardawych ławkach telepaliśmy się w nich po wyboistych dróżkach Birmy w kierunku naszego lotniska.
Na miejscu sympatyczni panowie zabrali nas na miejsce zbiórki, gdzie w formie pikniku wypiliśmy kilka łyków kawy i zjedliśmy ciasteczko, bo w hotelu o 4 rano przecież nikt nie był jeszcze głodny. Panowie okazali się oczywiście naszymi pilotami balonów. Byli to Anglicy, Holendrzy, Amerykanie lub Australijczycy, pracujący w Birmie w Bagan od października do kwietnia, czyli w sezonie turystycznym i porze latania balonów.
Nasz Robert był Anglikiem, zwykłym pilotem samolotów, ale zrobił też uprawnienia balonowe i od kilku lat sezonowo pracował w Birmie.
Piloci naradzili się, sprawdzali warunki atmosferyczne, omówili kierunek lotu i zabrali swoich pasażerów do statków powietrznych. Nad Baganem latają trzy grupy balonowe: czerwoni – Balloons over Bagan (z nimi właśnie polecieliśmy), żółci – Golden Eagle i zieloni – Oriental Ballooning, balonów leci 20 – 30 jednocześnie, muszą lecieć razem, o określonej porze , bo przecież „ praw fizyki Pan nie zmienisz, nie bądź Pan głąb”.

Są to balony ogrzewane gorącym powietrzem, czyli najlepiej startują, kiedy jest zimne powietrze i można łatwiej uzyskać różnicę temperatur między wnętrzem balonu a otaczającym powietrzem. Jak wynika z położenia geograficznego, Birma jest dosyć ciepłym krajem, więc dogodne warunki do
lotu uzyskuje się nad ranem, a widoki podziwiane z kosza balonu są najbardziej spektakularne. Balony leżały jeszcze płasko na ziemi, ale już były rozgrzewane ciepłym powietrzem wydmuchiwanym przez warczące sprężarki do ich wnętrza, widać było jak rosną i powolutku unoszą się z ziemi. W pewnym momencie padła komenda: „Wsiadamy !”, co też sprawnie uczyniliśmy i każdy zajął pozycję w koszu, żeby mieć czyste pole obserwacji okolicy, a już zaczęło się rozjaśniać i piękna równina Baganu ukazywała się naszym oczom.

Bagan to starożytne miasto i księstwo w Birmie, które słynie z wielkiej liczby (około trzech tysięcy): buddyjskich pagód (524), świątyń (911), klasztorów (415) i innych obiektów (380). Położone jest w środkowej Birmie w prowincji Mandalaj, nad rzeką Irawadi. Obecnie pozostałości miasta tworzą Strefę Archeologiczną Baganu (Bagan Archaeological Zone), która rozciąga się na obszarze o długości 13 km i szerokości 8 km. To właśnie nad tą strefą zamierzaliśmy przelecieć.

Nagle zrobił się ruch, odwiązano balon od autobusu, do którego podczas napełniania powietrzem był przymocowany, Robert z obsługą załadował świeże butle do ogrzewania balonu do kosza, podkręcił palnik i zaczęliśmy się wznosić. Balon jest niesamowicie cichym i spokojnym statkiem powietrznym, tylko uciekająca w dół ziemia była oznaką jakiegoś ruchu. Wokół trochę wiało, ale nie było żadnych wstrząsów i hurgotu, jak przy starcie zwykłych samolotów, po prostu cisza, spokój i relaks. Był to czas na podziwianie setek świątyń i pagód, które wyłaniały się z mgieł pod koszem naszego balonu. Lecieliśmy na wysokości od 100 do 300 metrów, czasem łagodnie obracając się wokół własnej osi. Rozpoznawaliśmy różne budowle, które już poznaliśmy wcześniej przy pieszych wycieczkach, a między którymi mieliśmy się jeszcze trochę pokręcić w kolejne dni.
I tak niepostrzeżenie minęła godzina lotu nad świątyniami, wioskami, polami, drogami i rzeczkami Baganu, aż dolecieliśmy do brzegów Irawadi. Nasze balony kolejno lądowały na brzegu rzeki, tylko jeden zagubił się i lądował na wyspie na rzece, pasażerowie wrócili więc na brzeg łódkami, czyli dodatkowa atrakcja.

Nasz zręczny pilot Robert nakazał nam już na koniec przyjąć „landing position”, więc żwawo kucnęliśmy na dnie kosza z aparatami schowanymi w plecaku umieszczonym pod nogami. Balon łagodnie wylądował, kosz przechylił się na bok i trochę poszorował po trawie, ale obsługa szybko zgasiła czaszę balonu i kosz zatrzymał się. Po wyjściu na stały grunt rozejrzeliśmy się po brzegu Irawadi i podeszliśmy do przygotowanego stolika z lampką szampana za udany lot – „ tyle lądowań, ile startów życzymy !”. Porozmawialiśmy z naszym pilotem Robertem, kupiliśmy pamiątkowy kalendarz z balonami wspierający okoliczna szkołę i wróciliśmy na śniadanie do hotelu.
Ale o balonach łatwo nie zapomnieliśmy, następnego ranka o wschodzie słońca staliśmy na dachu starożytnej budowli na równinie Bagan i podziwialiśmy balony lecące już z następnymi turystami nad ta piękną strefą archeologiczną.

Dziękujemy Wam Czytelnicy za wytrwanie z nami przez tych 200 numerów widokówkowych podróży oraz redakcji „Gazety Powiatowej” za możliwość publikacji naszych artykułów. Nie żegnamy się wcale z Wami, ale zapraszamy do kolejnej lektury i oglądania naszych wspomnień z podróży, zarówno w wersji papierowej gazety, jak i na naszej stronie internetowej „Widokówki z podróży”. Szuflada jest nadal pełna pomysłów i szkiców na dalsze numery, a życie umożliwia i czasem wymusza różne podróże, postaramy się przywozić dalej pamiątki i ciekawostki ze świata, bo „ze wszystkich książek świata, najlepsze historie zapisane są między kartkami paszportu”.
Tytuł artykułu inspirowany był utworem Alibabek ”Tango zalotne przeleć mnie”
„Przeleć mnie” srebrnym aeroplanem,
„Przeleć mnie” – to świat wzywa cię.

Tekst opublikowany w Gazecie Powiatowej 25 lutego 2020 roku.